czwartek, 28 lutego 2013

Trzynaście



- Nataliaa...- usłyszałam szept i poczułam ciepło czyjegoś oddechu na swojej twarzy. Otworzyłam oczy i ujrzałam uśmiechającego się Karola.
- Już musimy wstawać? - zapytałam zachrypniętym głosem.
- Niestety tak. - odpowiedział. Podniosłam głowę ku górze, tym samy uwalniając go od siebie. Wstaliśmy. 6:00 - zobaczyłam na zegarku.
- To...ja idę wziąć prysznic a Ty robisz śniadanie! - powiedziałam z uśmiechem i szybko pobiegłam do łazienki aby wziąć prysznic. Wysuszyłam włosy i w ręczniku wyszłam do przedpokoju. Ubrałam klubowy t-shirt i bluzę, do tego długie dresy. Przecież czekała nas długa podróż, chciałam żeby było mi wygodnie. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do jednej z moich walizek. Wzięłam torbę z aparatem i położyłam ją w przedpokoju na szafce. Moją dużą czarną torebkę też. Przyszykowałam sobie czarne UGG. Włosy upięłam w tak zwany ''koński ogon'' i udałam się do kuchni. Karol podśpiewywał sobie coś pod nosem smażąc jajka na patelni. Zaśmiałam się na ten widok i wtedy mnie zauważył.
- Ej, z czego Ty się śmiejesz, co? - zapytał. Usiadłam na wysokim krześle przy wyspie kuchennej.
- Z niczego kochanie, z niczego. - odpowiedziałam jak najsłodziej potrafiłam.
- Kochanie? O! Czyżby tej nocy wydarzyło się coś czego..nie pamiętam? - zapytał nakładając na talerze jajecznicę.
- Nie mogę po prostu powiedzieć do Ciebie kochanie?! No błagam..- śmiałam się.
- Nie no przecież każdy normalny człowiek mówi tak do drugiego.
- Czy my wyglądamy na normalnych ludzi? - zapytałam biorąc do ręki widelec.
- No fakt, raczej nie. - stwierdził.
- No i masz odpowiedź na swoje pytanie. - śmiałam się. Śniadanie zjedliśmy śmiejąc się cały czas. Jednak Karol skończył szybciej i poszedł wziąć prysznic. Ja umyłam w tym czasie naczynia. Po kilkunastu minutach byliśmy gotowi do wyjścia. Zarzuciliśmy na siebie kurtki i wyszliśmy z walizkami z mieszkania. Wyciągnęłam z torby klucz i zaczęłam zamykać drzwi a Karol wziął moją walizkę i udał się do windy, szybko zamknęłam i pobiegłam za nim. Drzwi od windy chciały mnie ewidentnie zgładzić, ale jakoś się im sprzeciwiłam. Karol chciał jechać samochodem ale szybko wybiłam mu ten pomysł z głowy i w 5 minut byliśmy pod halą. Było jeszcze kilka minut do odjazdu, zdążyliśmy wpakować do autokaru nasze walizki. Wsiedliśmy do niego. Udałam się na tył, bo jeszcze wtedy był pusty, Karol natomiast usiadł obok Zatorskiego. Po chwili ujrzałam Winiarskiego idącego w moją stronę. Usiadł obok mnie. Mieliśmy całe 5 siedzeń dla siebie, bo reszta usiadła gdzieś indziej. Wyciągnęłam z torby aparat i poszłam na przód żeby zrobić zdjęcia całego autokaru. Najpierw ujęłam wszystkich a potem każdego z osobna. Natrafiłam na Mariusza. Nawet się nie uśmiechnął, nic, kompletnie. Ja nic sobie z tego nie zrobiłam i kontynuowałam swoją pracę. Został mi tylko Winiarski, zdziwiło mnie to, że się uśmiechnął. Dzięki temu mogłam zrobić kilka fajnych fotek.
- Daj, teraz ja Ci zrobię. - powiedział Daniel. Dałam mu lustrzankę i zaraz zaczął cykać fotki. - Winiar, więcej emocji, pasji! - żartował Plina. Michał spojrzał na niego i przybliżył się do mnie. Objął mnie i zaczął robić śmieszne miny. Po chwili dołączyłam do niego. Daniel robiąc zdjęcia śmiał się jak opętany. Wstał ze swojego miejsca i wbił się pomiędzy mnie a Michała. Po czym stwierdził, że zrobimy sobie słit focie. Tak jak powiedział tak zrobił. Oddał mi lustrzankę i usiadł na swoim miejscu. Zaczęłam przeglądać zdjęcia. Michał przybliżył się do mnie i spoglądał na ekran. Śmialiśmy się oboje, co było dziwne. Zapomnieliśmy na chwilę o tym co się stało i dobrze się bawiliśmy. Autokar ruszył, więc wyciągnęłam słuchawki i ipoda i zaczęłam słuchać muzyki, chwilę potem, zasnęłam. Obudziłam się jak byliśmy w połowie drogi do Bydgoszczy. - Jak tu niewygodnie! - powiedziałam półgłosem. Oczy otworzył Michał.
- Przepraszam, nie chciałam Cię obudzić - powiedziałam.
- Masz - powiedział i dał mi dużą poduszkę, na której spał.
- Nie no co Ty, śpij. - powiedziałam i odwróciłam się na drugi bok. Jednak on nie uległ i dał mi tą poduszkę. Położyłam na niej głowę, czułam zapach jego perfum i jego ciała i bardzo spodobał mi się ten bukiet zapachów. Szybko zasnęłam. Obudziła mnie czyjaś dłoń na moim ramieniu. Otworzyłam oczy i ujrzałam Michała.
- Już jesteśmy - powiedział.
- Okej..- odpowiedziałam i z uśmiechem oddałam mu poduszkę. Wyszliśmy z autokaru, wzięliśmy walizki i poszliśmy do hotelu. W pokoju byłam sama chociaż miałam dwuosobowe łóżko. Dzień minął dość szybko. Obiad, potem trening. Wróciliśmy do hotelu i zjedliśmy kolację, po której poszliśmy do pokoi. Ja wzięłam prysznic i szybko udałam się do łóżka. Zasnęłam, bo byłam dość zmęczona, chociaż spałam w autokarze.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wkurzona wstałam żeby otworzyć. Za nimi stał Daniel ze śniadaniem dla mnie.
- Cześć. - powiedział i wszedł do mojego pokoju.
- Cześć - powiedziałam zaspana.
- Proszę ładnie zjeść i za pół godziny zbiórka w lobby. - poczochrał mi włosy i wyszedł z pokoju. Weszłam do łazienki i umyłam zęby, ubrałam się i zasiadłam do stołu. Pół godziny na ogarnięcie się i zjedzenie śniadanie to dla mnie zdecydowanie za mało! Zjadłam śniadanie, zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torby i wyszłam z pokoju. Chłopcy stali już w lobby. Za mną przyszło jeszcze parę osób. Kiedy już byliśmy wszyscy, ruszyliśmy na halę. Autokarem oczywiście. Kilkugodzinny trening i potem znów powrót do hotelu. Obiad i chwila na odpoczynek. Zbiórka i znów na halę. Mecz z Delectą Bydgoszcz niestety przegrany - 1 do 3. Na dodatek Michał doznał kontuzji. Skręcił staw skokowy prawej nogi. Jak zobaczyłam go leżącego na boisku i zwijającego się z bólu poleciały mi łzy, jednak musiałam się opanować. Nie chciałam z nim rozmawiać bo rozpłakałabym się i tyle. W hotelu kolacja i wyjazd do Bełchatowa. Spakowałam wszystko i przytaszczyłam walizkę do autokaru. Usiadłam na tyle, tam gdzie ostatnio. Zobaczyłam wchodzącego Winiarskiego. Szedł w moją stronę, uśmiechnęłam się delikatnie, ale on nie był w nastroju do żartów. Przecież to jego kolejna kontuzja. Bez słowa usiadł przy oknie i zaczął słuchać muzyki. Ja też obróciłam się i włożyłam słuchawki do ucha i próbowałam zasnąć. Jednak i tak nie mogłam, cały czas myślałam o nim, o tej jego kontuzji, o tym wszystkim. To, że co raz bardziej zaczynałam go lubić, to, że co raz bardziej zaczynał mi się podobać przyprawiało mnie o bóle głowy. W torbie zaczęłam szukać tabletek, tym samym zwracając na siebie uwagę Michała. Spojrzał na mnie i wyciągnął słuchawki z ucha. Ja zobaczyłam te jego oczy, a w nich łzy...no to coś tak mnie ukłuło w sercu, nie wiedziałam co się ze mną działo, na dodatek łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Michał długo się nie zastanawiał, przybliżył się do mnie i przytulił. Mocno go objęłam, w jego ramionach czułam się jak malutka dziewczynka, która jest tak bezpieczna, która nie musi się niczym przejmować, ahh..żeby ta chwila trwała wiecznie.
- Co się dzieje? - wyszeptał gładząc moje włosy. Cały autobus pogrążony był w ciszy, większość spała, a reszta słuchała muzyki, gdzieś tam czuliśmy się swobodnie, mogliśmy normalnie porozmawiać.
- Nie wiem..- mówiłam przez łzy, równie cicho jak on. - Jak Cie tam zobaczyłam, leżącego na tym boisku..to...- nie dokończyłam bo mój płacz narastał. - Tak mi Ciebie szkoda...- dodałam szeptem kiedy tylko byłam w stanie wydobyć z siebie cokolwiek. Uśmiechnął się delikatnie, co było dla mnie na prawdę dziwne...w oczach łzy a na ustach uśmiech? Najlepsze było jednak to, że miałam tą świadomość, że ten uśmiech gości na jego twarzy dzięki mnie, to trochę pomogło mi się uspokoić.
- Wszystko będzie dobrze, to nie jest takie groźne. - próbował mnie pocieszyć.
- Wiem...ale no...nie zasłużyłeś na to zwyczajnie...- powiedziałam. On znowu się uśmiechnął, nasze twarze zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do siebie, dzieliły je naprawdę milimetry, w końcu musnął moje usta swoimi ustami.
- Nie płacz już...- wyszeptał więc i ja się uśmiechnęłam. Położyłam głowę na jego ramieniu, on objął mnie swoją ręką i tak zasnęliśmy.
Obudził mnie Michał, gładząc moje włosy. - Bełchatów wita! - wyszeptał. Uśmiechnęłam się delikatnie. Cały autokar się obudził i ożywił. Dojechaliśmy. Wysiadłam i udałam się po walizkę. Wśród kobiet czekających na swoje żony ujrzałam Dagmarę. Stała uśmiechnięta i wzrokiem szukała Michała. Wytze pomógł mi z walizką i czekałam na Karola. W końcu z autokaru wysiadł Michał. Zobaczył Dagmarę i chyba się zdenerwował. Podeszła do niego udając przykładną żonę. Chciała nawet go pocałować, no ale z przyczyn wysokościowych nie udało jej się. Michał spojrzał na mnie a ja tylko uśmiechnęłam się do niego i pomachałam mu ręką bo Karol stał już przy mnie i chciał iść. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, serce biło mi jak oszalałe i ledwo co oddychałam. Doszliśmy do domu. Czekaliśmy na windę, tym razem jej drzwi nie chciały się mnie pozbyć. Karol przypomniał mi o jutrzejszym wylocie do Izmiru. Wjechaliśmy na górę a ze mną było co raz gorzej, nie potrafiłam uspokoić serca, a biło jak oszalałe. Weszliśmy do mieszkania, Karol poszedł z walizkami dalej a ja zostałam w przedpokoju. Chciałam włożyć kurtkę do szafy. Nie potrafiłam złapać oddechu, upuściłam kurtkę i oparłam się ręką o ścianę. Trzymając drugą rękę na klatce piersiowej próbowałam ustabilizować oddech. Nagle do mojej głowy znów napłynął obrazek Dagmary czekającej na Michała. Osunęłam się na podłogę i ostatnie co pamiętam to biały sufit.

Otworzyłam oczy. Widziałam tylko światła, nie był to zbyt ostry widok. - Hyyy, Panie doktorze, Panie doktorze! Obudziła się! - usłyszałam. Przetarłam oczy. Leżałam na szpitalnym łóżku, byłam sama na sali. Drzwi było otwarte. Nagle wszedł lekarz w towarzystwie jakiejś kobiety.
- Dzień dobry! - powiedział uśmiechając się.
- No nie wiem czy taki dobry. - powiedziałam.
- Nie jest źle! - poinformował mnie lekarz. - Czy wie Pani gdzie jest? Jak się tu Pani znalazła?
- No w szpitalu jestem, no. - mówiłam.
- Ehh, tak w szpitalu - potwierdził moje słowa doktor. - Jest Pani w Katowickiej klinice. Zasłabła Pani w swoim mieszkaniu. - dodał.
- Co? Jak to w Katowickiej klinice? - prawie krzyczałam. Doktor spojrzał na kobietę próbującą pobrać mi krew. - Co Pani robi?! W tej chwili proszę mnie zostawić! - krzyknęłam i odsunęłam rękę.
- Spokojnie. - powiedział lekarz i nakazał kobiecie opuścić salę.
- Ja mam być spokojna? Jakaś kobieta próbuje wbić mi igłę w żyłę nawet mnie nie informując, jestem w Katowicach a powinnam być w Izmirze, a Pan mi mówi, że ja mam być spokojna?! - wtedy już krzyczałam na poważnie.
- Wszystko Pani wytłumaczę. Proszę mi pozwolić. - powiedział.
- Proszę! - rzuciłam.
- Zasłabła Pani w swoim Bełchatowskim mieszkaniu, na szczęście Pan...- spojrzał do notatek. - Kłos zauważył Panią leżącą na podłodze. Zawiadomił pogotowie. Lecz Pan...- znów zajrzał do swoich notatek. - Piechocki nakazał przewiezienie Pani tutaj, do naszej kliniki.
- Super. Który dzisiaj jest w ogóle? - zapytałam. - czternasty stycznia. - odpowiedział.
- Ja muszę wyjść!! - powiedziałam i zaczęłam wstawać z łóżka.
- Nie, nie. Najpierw musi się Pani uspokoić. - powiedział. - Przepraszam, ale teraz muszę iść poinformować osoby, które mnie o to prosiły, że się Pani obudziła. - dodał i zniknął za drzwiami. Jakie osoby w ogóle? - zastanawiałam się. Czułam się świetnie, nic mnie nie bolało więc chciałam jak najszybciej wyjść! Po kilkudziesięciu minutach lekarz ponownie pojawił się w sali.
- Już - obwieścił i usiadł na łóżku.
- Kogo musiał Pan poinformować? - zapytałam unosząc jedną brew.
- Kilka osób dzwoniło z zapytaniem o Pani stan zdrowia.
- No jasna cholera! - krzyknęłam. - Nazwiska niech mi Pan poda a nie! - powiedziałam. Lekarz zaczął się śmiać.
- Pani Wlazły, Pan Muzaj, Pan Pliński, Pan Wlazły, Pan Piechocki, Pan Kurek, Pan Kłos i Pan Winiarski. - przeczytał z kartki a na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Ale co mi jest?
- Generalnie nie jest Pani chora, a przemęczona. - poinformował mnie.
- Ja przemęczona? Przecież ja normalnie sypiam..
- Pani pracuje, prawda? - zapytał zaglądając w swoje cudowne notatki.
- Tak.
- Więc właśnie. Stres, to przede wszystkim przez stres Pani zasłabła. Dlatego teraz żadnych stresów, musi Pani na siebie uważać!
- Kiedy będę mogła wyjść? - zapytałam.
- Nie wiem, kiedy Pani stan na to pozwoli.
- Czyli?
- To nie ode mnie zależy. A i Pani mama...
- Nie mam ochoty jej tu widzieć. Wracam do Bełchatowa! - poinformowałam doktora.
- W świetle prawa nie jest Pani pełnoletnią osobą zatem nie może Pani decydo...
- Sratytaty! - przerwałam.
- Że też musiałem trafić na Panią!
- Biedactwo. - rzuciłam.
- Dobrze, niech się Pani uspokoi. Pobierzemy krew i zje Pani coś. Pani mama powiedziała, że będzie tu za chwilę. - udał się w stronę wyjścia.
- Stop! - krzyknęłam. Odwrócił się w moją stronę. - Ale Pan mi pobierze tą krew! A nie to babsko! - powiedziałam.
- Ehh, co ja z Panią mam! - westchnął. - Dobrze, ja pobiorę.
- A! I jeszcze jedno!
- Słucham.
- Gdzie jest mój telefon?
- Zaraz Pani ktoś przyniesie...- powiedział patrząc na mnie. Spojrzałam na niego unosząc jedną brew. - Dobrze. Ja przyniosę. - powiedział czym wywołał uśmiech na mojej twarzy. Wyszedł. Czekałam kilka minut aż w końcu łaskawie się pojawił. Przyszedł z telefonem w ręce. Podszedł do mnie i wręczył mi go.
- Grzebał mi Pan w wiadomościach? - zapytałam kiedy on przygotowywał się do pobrania krwi. Usłyszawszy to, zaczął się śmiać.
- Nie, nie grzebałem. - odpowiedział i spojrzał na mnie.
- To dobrze. - odparłam. Założył rękawiczki i wyciągnął igłę. - Ale delikatnie! - powiedziałam cieniutkim głosem. - Postaram się. - dodał po czym przystąpił do działania. Po chwili zakończył pobieranie i dał mi wacik abym przyłożyła go do miejsca ukłucia.
- Bolało? - zapytał.
- Nie, nawet nie. - stwierdziłam.
- Starałem się. - powiedział dumnie uśmiechając się i wyszedł z sali. Po chwili pojawił się z tacą, na której było jedzenie. Położył ją na stoliku. - Da Pani radę wstać? - zapytał podchodząc do mnie.
- Pff, oczywiście, że dam! - powiedziałam i usiadłam na łóżku. Trzymając wacik wstałam i usiadłam na krześle. Uśmiechnął się. - Tu jest nawet przytulnie. - stwierdziłam rozglądając się.
- No...jak to w prywatnej klinice. - stwierdził grzebiąc w swoich notatkach.
- W prywatnej klinice? - dziwiłam się.
- No tak. Na życzenie Pana...Piechockiego znalazła się Pani tutaj. - oznajmił.
- Aha. No niech będzie. - powiedziałam. - Poda mi Pan telefon? - zapytałam siedząc na krześle.
- Tak, oczywiście - westchnął po czym mi go podał. Włączyłam go. - Proszę to najpierw zjeść. - powiedział widząc co robię.
- Co to jest? - zapytałam zbliżając głowę do talerza.
- Rogalik, masło, dżem, sok pomarańczowy i jogurt. - wymieniał.
- Nie chce mi się jeść w ogóle!
- Ale musi Pani coś zjeść, jeśli chce Pani stąd wyjść.
- Dobra, dobra...zjem. - powiedziałam po czym zaczęłam kroić rogalik. Doktor usiadł obok mnie.
- Był tutaj Pani...chłopak, znajomy...nie wiem kim jest dla Pani ten człowiek. - zaczął.
- Imię i nazwisko?
- Pan...- znów zajrzał do swoich notatek.
- Mógł by się Pan bardziej przygotować, wie Pan. - powiedziałam.
- Nie wydaje mi się aby w obowiązki lekarza wpisane było zapamiętywanie nazwisk odwiedzających chorego. - stwierdził.
- No dobra, dobra tam. - poganiałam go smarując rogalik masłem. Byłam bardzo ciekawa, któż to mnie odwiedził, jednak licząc na mojego doktora, wiedziałam, że szybko się tego nie dowiem.



___________________________________________________
Witam, jest trzynastka. Osobiście uważam ten rozdział, za totalnie spieprzony. Kompletnie nie mam weny ostatnio, w ogóle nawet czasu nie mam żeby cokolwiek napisać, więc siedzę po nocach żeby coś dla Was tutaj wydziergać. Następnego dnia jestem nieprzytomna, ledwo żyję, ale czego się nie robi dla czytelniczek :) 

Zaczęłam prace nad nowym opowiadaniem. Myślę, że bardziej przypadnie do gustu kibicom Resovii, gdyż właśnie zawodnicy rzeszowskiego klubu się w nim pojawią, bardzo serdecznie Was zapraszam :))
http://wsidlachmilosci.blogspot.com/


Komentujcie, komentujcie, komentujcie!:)

Pozdrawiam, Mercy. 


środa, 20 lutego 2013

Dwanaście


Telefon. Wyciągnęłam rękę w poszukiwaniu go. Znalazłam. Spojrzałam na wyświetlacz, przetarłam oczy żeby wyostrzyć obraz, spojrzałam ponownie. "Michał Winiarski" - to właśnie zobaczyłam na wyświetlaczu. Nie odebrałam, położyłam go na szafce. Starałam się zasnąć, ale nie mogłam, za dużo myślałam o rzeczach, o których nie powinnam. Wstałam więc. 12:26 - zobaczyłam na zegarku. ''Shit!" - pomyślałam. Wbiegłam do łazienki, wzięłam prysznic i wyszłam. Zajrzałam do szafy, pierwszą rzeczą jaką zauważyłam była dopasowana szafirowa sukienka z długimi rękawami. Długo się nie zastanawiałam, ubrałam ją. Do tego wzięłam czarną torebkę ze złotymi ćwiekami i czarne botki na obcasie. Wysuszone włosy przeczesałam, nałożyłam odżywkę i tak je zostawiłam, nie miałam czasu na układanie ich. Wzięłam torbę ze sprzętem, oraz moją własną z najpotrzebniejszymi rzeczami i ubrana wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, szybko wyszłam z hotelu i wsiadłam do taksówki. Pod halą byłam o 13:40. Nie wiedziałam jakim cudem się wyrobiłam. Chłopcy mieli trening od 13:00. Więc generalnie byłam spóźniona. Wbiegłam do hali, o mało co się nie potykając o chodnik. Szybko podążyłam do szatni. Weszłam, nikogo w niej nie było. Ściągnęłam płaszcz i zawiesiłam go. Torebkę postanowiłam zostawić w szatni, jedyną potrzebną rzeczą, którą musiałam zabrać był telefon. Więc włożyłam go do jednej z kieszeni torby Canona i wyszłam. Pojawiłam się na boisku. Pewnym krokiem podążałam w stronę trenera. ''O heeej!' - usłyszałam od Pliny. Uśmiechnęłam się do niego i szłam dalej. Zauważyli mnie już wszyscy. Trener jednak rozmawiał ze statystykiem więc nie chciałam mu przeszkadzać. Przybiegł do mnie Maciek. 
- Cześć - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. 
- No cześć - odpowiedział i uśmiechnął się. - Jak tam dzisiaj, lepiej? - zapytał. 
- W sumie lepiej. - uśmiechnęłam się. 
- To super - powiedział i zaczął szukać swojego ręcznika. Wtem podszedł do nas trener. 
- Panie trenerze, przepraszam. Ostatnio jakoś nie mogę się ogarnąć we wstawaniu!
- Spokojnie, nic się nie stało. W sumie nie musiałaś nawet przychodzić dzisiaj, chyba, że będzie jakaś informacja o naszym treningu na stronie. - zaczął. - Ty masz wiedzieć kiedy przychodzić, jeśli uznasz, że nie ma po co robić zdjęć to nie przychodzisz i tyle. - powiedział ciepło. 
- Dziękuję, naprawdę. - uśmiechnęłam się. Trener zarządził przerwę, aby siatkarze mogli uzupełnić płyny, a sam przepadł za drzwiami sali. 
- Maam! - stwierdził radośnie Muzaj odnajdując swój ręcznik. Zaczęłam się śmiać. Podszedł do nas Aleks. 
- Z czego Ty się tak cieszysz? - zapytał rozpoczynając poszukiwania swojego ręcznika. 
- Znalazł ręcznik - powiedziałam i wybuchnęłam śmiechem. Atanasijević spojrzał na Muzaja a potem na mnie i zaczął się śmiać. 
- Jak to różnych ludzi, różne rzeczy cieszą - stwierdził. 
- Nawet ręcznik - dodałam. Maciek odłożył ręcznik zaczął mnie gonić. Więc ja jak głupia w tych szpilkach uciekałam. - Maciek to jest nie fair bo Ty masz dłuższe nogi! - krzyczałam biegnąc. Zaczął się śmiać i ustał. Wzięłam z niego przykład i zwolniłam tempo, szłam przodem do Muzaja. Kiedy on nagle wznowił bieg. Szybko się odwróciłam i zaczęłam uciekać. Jednak na marne poszły moje starania gdyż mnie dogonił. 
- Maciek, zostaw, ja mam łaskotki!! - krzyczałam śmiejąc się. 
- O nieee! Przejrzałaś mój demoniczny plan! - zgrywał się. Śmiałam się jak opętana, raz po raz krzycząc. 
- Co Wy robicie? - podszedł do nas Woicki. 
- Paaaweł! - powiedziałam radośnie i schowałam się za nim. - Ratuj! - dodałam. 
- Ahh, młodzieży. - westchnął Paweł po czym odszedł zostawiając mnie samą z Maćkiem. 
- Nie, nie, nie! - mówiłam kiedy Maciek zbliżał się do mnie. 
- Dobra, dobra, już przestanę! - śmiał się. Dołączyliśmy do reszty. Chwyciłam za aparat i zaczęłam robić zdjęcia. Trening minął, przynajmniej mi, w przyjemnej atmosferze. Kiedy trener zarządził koniec, zaczęłam pakować sprzęt do torby. Kiedy już to uczyniłam szłam w stronę szatni. 
- Dzwoniłem do Ciebie - usłyszałam głos Winiarskiego, który nagle pojawił sie obok mnie. Serce zaczęło bić co raz szybciej, nie chciałam mu pokazać, że się go boję, że ma na mnie jakikolwiek wpływ. 
- Wiem. - odpowiedziałam patrząc przed siebie. 
- Przepraszam. - powiedział patrząc na mnie. 
- Tylko mi nie mów, że to był impuls! 
- Nie, zwykła potrzeba bliskości. 
- A moje potrzeby się nie liczą? - westchnął słysząc te słowa. 
- Liczą. Wczoraj też byłaś sama, tak jak ja. - tym razem to ja zareagowałam dość impulsywnie na jego słowa. W jaki sposób? Normalny ostatnio dla mnie, łzami. 
- No i to był powód dla którego...- nie mogłam dokończyć bo obok nas przechodził Wytze Kooistra wraz z Dane Boninfante. Szli do wyjścia. ''Cześć!'' - powiedzieli na pożegnanie. Pomachałam im a Michał kiwną głowa. 
- Przepraszam. - powiedział półgłosem widząc, że Wytze i Dante są już prawie przy wyjściu. 
- Michał! Ja nie chcę słuchać ciągłych przeprosin od Ciebie! Chcę, żebyś robił tak, żebyś nie miał mnie za co przepraszać! - powiedziałam spoglądając na niego, potrafiłam się zatracić w jego oczach. Szybko jednak się ocknęłam i nie pozwalając mu dojść do słowa, udałam się do szatni. Ubrałam kurtkę i szalik. Wzięłam moją torebkę oraz torbę ze sprzętem i wyszłam z hali. 
- Może Panią podwieźć? - zapytał szarmancko Plina, który pojawił się ni stąd ni zowąd obok mnie. 
- Hmmm...jeśli będziesz tak miły...
- Oczywiście, że będę. - powiedział śmiejąc się. Wyszliśmy z hali i kierowaliśmy się w stronę jego samochodu. Po chwili siedzieliśmy już w środku. Daniel odpalił samochód i mogliśmy ruszać. 
- Wy coś z Maćkiem...no wiesz...- mówił spoglądając w lusterka. 
- Niee, to znaczy...ja już sama nie wiem. On jest kochany i świetnie się z nim dogaduję ale...
- Ale jest Bartek...- wtrącił. 
- Tak, Bartek...- westchnęłam. 
- No co jest? - zapytał. 
- Nic. Od swojego wyjazdu zadzwonił tylko raz...
- No to Ty zadzwoń! Co za problem! - powiedział jednak szybko skarciłam go wzrokiem.
- Nie chcę się narzucać. - powiedziałam.
- A on pewnie myśli tak samo. - śmiał się. - Ahh, te nastoletnie problemy...
- No tak, a jak tam stawy? W Twoim wieku to już powinieneś herbatki ziołowe pijać...uważać na siebie...
- Ja Ci dam w moim wieku, ja jestem jeszcze młooody!
- No właśnie, to co się mądrzysz jakbyś miał sześćdziesięcioletnie doświadczenie!
- Oj no tak tylko. - śmiał się. 
- Mhmm! Co do Maćka to...on jest spoko. 
- Mhmm. Czyli będziemy mieć klubową parę - zaśmiał się. 
- Ej! - uderzyłam go w ramię.
- Ała!
- No! Mówię, że nie wiem! 
- No dobrze, dobrze. - powiedział próbując rozmasować ramię a jednocześnie prowadzić pojazd. W końcu dojechaliśmy pod hotel. 
- Dziękuję - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. 
- Nie ma sprawy. Pamiętaj, jutro o 7:30 przed halą! - powiedział. 
- Tak, tak. Pamiętam. Na razie - pomachałam mu i zamknęłam drzwi od samochodu. Weszłam do hotelu i udałam się do mojego pokoju. Kiedy się już w nim znalazłam rozebrałam się i poszłam do łazienki. Wyszłam i włączyłam telewizor, usiadłam na łóżku i włączyłam laptopa bo chciałam zgrać zdjęcia i dodać je na stronę i fanpage skry. Kiedy już to zrobiłam zamówiłam sobie coś do jedzenia i czekałam oglądając telewizję. Po kilkudziesięciu minutach ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je, a za nimi stał wesoły Pan z moim jedzeniem. Podziękowałam mu, dając napiwek i położyłam jedzenie na stole. Poszłam do łazienki umyć ręce. Kiedy wróciłam znów dał o sobie znać mój telefon. Nie patrząc kto dzwoni odebrałam. 
- Dzień dobry Pani Natalio, tu Marcin Zębala. - powiedział głos w słuchawce. Pan Marcin to człowiek odpowiedzialny za remont w naszym nowym mieszkaniu. 
- A tak, dzień dobry. 
- Chciałem poinformować, że prawie skończyliśmy. 
- Już? - nie dowierzałam. 
- Tak. - powiedział dumnie.  - Kiedy znajdzie Pani czas na przeprowadzkę ? 
- Nawet dzisiaj! - powiedziałam radośnie. Była przecież dopiero 17. 
- Dobrze, w takim razie czekamy na Pani przyjazd. Możemy się umówić się na 19?
- Tak, świetnie. Dziękuję - powiedziałam i rozłączyłam się. Zasiadłam do spożywania posiłku. Zastanawiałam się tylko jak mam się tam dotargać z bagażami, a miałam ich dużo. Wpadłam na genialny pomysł zadzwonienia do Karola. Tak też zrobiłam, powiedział, że będzie pod hotelem o 18:30. Miałam więc dużo czasu. Zjadłam i zaczęłam się pakować. Prawie skończyłam. Usłyszałam pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć, za nimi ujrzałam uśmiechającego się Karola. Wpuściłam go do środka. 
- Spakowana? - zapytał. 
- Już prawie. - powiedziałam zapinając jedną z wilu walizek. Jako iż nie dawałam sobie rady, Karol musiał mi pomóc. Zrobił to w kilka sekund. 
- Dobra, to ja wezmę te dwie najpierw,  a potem wrócę po resztę. - stwierdził i zniknął za drzwiami z moimi walizkami. Zapakowałam już wszystko. Karol wrócił i wziął kolejne dwie walizki. Ja tymczasem weszłam do łazienki aby sprawdzić czy czegoś nie zapomniałam. Przypomniały mi się chwile spędzone z Mariuszem w tej wannie i pod tym prysznicem. Jednak Karol szybko spowodował, że przestałam o nich myśleć. 
- Już? - zapytał stojąc w drzwiach. 
- Tak - powiedziałam. Niczego nie zostawiłam w łazience. Sprawdziłam dokładnie pokój, też nic. Więc Karol wziął ostatnie dwie walizki, ja torbę z aparatem i moją torebkę i wyszliśmy. Pokój zostawiłam w normalnym stanie, niczego nie zepsułam czy coś w tym rodzaju. Zjechaliśmy windą na dół. Podeszłam do recepcji aby uregulować rachunek. 
- Witam, mogę prosić rachunek? - zapytałam recepcjonistę. 
- Yyy, ale za Pani pobyt jest już uregulowana należność. - oznajmił recepcjonista. 
- Jak to?
- Pan...Konrad Piechocki uregulował należność. - powiedział po czym spojrzał na ekran komputera. - 5600zł dokładnie. - dodał. Nie wiedziałam co powiedzieć z tego wszystkiego, byłam przyszykowana na to, iż to ja będę musiała zapłacić, a nie że klub będzie płacił za mnie. No ale cóż, powiedziałam "Aha, dziękuję, do widzenia'' i wyszłam z hotelu. Przed nim czekał na mnie Karol, jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha. 
- Co Ci jest? - zapytał widząc zdziwienie na moje twarzy. 
- Klub opłacił mój pobyt w hotelu. - oznajmiłam. 
- No...i co?
- No jak to co? Ja myślałam, że to ja będę musiała zapłacić za siebie. 
- Czym Ty się przejmujesz? Jesteś bogatsza teraz przynajmniej! - powiedział po czym chwycił moją rękę i szliśmy do jego samochodu. Pod apartamentowcem byliśmy o 18:58. Wyszliśmy z samochodu, zostawiając walizki i udaliśmy się do środka. Przywitał nas miły starszy Pan. 
- Witam Panie Karolu - powiedział widząc nas. 
- Dobry wieczór - odpowiedział Karol i weszliśmy do windy. Po chwili byliśmy na górze. Karol złapał moją rękę. 
- Ej! - oburzyłam się. 
- No co?! Oni myślą, że jesteśmy parą. 
- No to może wyprowadzimy ich z błędu. 
- Nie, po co? - zaśmiał się i weszliśmy do mieszkania. W sumie było mi wszystko jedno czy będziemy udawać parę, czy nie. 
- O! Witajcie! - miło przywitał nas Pan Marcin. 
- Dobry wieczór - odpowiedziałam oglądając przedpokój, który prowadził do salonu. Wszystko tak jak w moim projekcie. Po krótkim spacerze usiedliśmy na ogromnej kanapie w salonie. 
- Jak wrażenia Pani Natalio? - zapytał Pan Marcin, który był na prawdę dumny z tego co zrobił. 
- Tu jest cudownie! - powiedziałam radośnie rozglądając się po pomieszczeniu. 
- Więc tak, tu macie Państwo dwa komplety kluczy - powiedział kładąc je na stoliku. - Pani Olga zadbała o to, żeby mieszkanie było gotowe do użytku od teraz, więc wszystko co potrzebne jest tutaj. Wszystkie sztućce, talerze i inne tego typu rzeczy. Muszą Państwo tylko iść na zakupy - zaśmiał się. 
- Dziękuję - odpowiedziałam. Chwilę rozmawialiśmy jeszcze z Panem Marcinem, wytłumaczył co, gdzie i jak działa. Pożegnaliśmy się z Panem Marcinem, zamknęłam drzwi i wróciłam do Karola. 
- Ej! Ty masz większy telewizor ode mnie! - burzył się Kłos. 
- Ja nie wiem, czy mężczyźni we wszystkim widzą przedłużenie swojego przyrodzenia? - zapytałam.
- Ty na prawdę masz 16 lat? - zapytał śmiejąc się. 
- Prawie 17! - odpowiedziałam dumnie i poszłam do kuchni. Przyszedł za mną. 
- Dobra, ja idę po Twoje walizki, a potem pojedziemy na te zakupy...- powiedział idąc w stronę drzwi. Uśmiechnęłam się i urządziłam sobie jeszcze jeden spacerek po mieszkaniu, dokładnie oglądając wszystko. Olga zadbała o wszystko. Po kilkudziesięciu minutach zwiedzania wyszłam na taras. Rozświetlone, choć spokojne ulice Bełchatowa. Na prawdę podobało mi się to miasto. Dołączył do mnie Karol. 
- O czym tak myślisz? - zapytał obejmując mnie. 
- O wszystkim - uśmiechnęłam się. 
- Jak ja uwielbiam takie odpowiedzi...- powiedział burząc się.
- Myślisz, że będzie nam się tu dobrze mieszkać?
- Jestem o tym przekonany! - powiedział. W dość krótkim czasie znalazłam się w jego objęciach. - Ale romantycznie się zrobiło. - stwierdził. 
- No ej, strasznie - zaśmiałam się. 
- Teraz powinienem Cię poprosić o rękę, Ty powinnaś się zgodzić a potem powinniśmy się całować w blasku księżyca. - powiedział. 
- No, możemy pominąć te dwie pierwsze czynności. - powiedziałam i sprzedałam mu całusa w policzek. - Chodź! - chwyciłam jego rękę i weszliśmy do mieszkania. Zebraliśmy się i pojechaliśmy na zakupy. W sklepie jak to w sklepie, nakupiliśmy mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. Dwie dziewczyny poprosiły Karola o autograf i o zdjęcie, które z resztą ja zrobiłam. Obładowani zakupami wróciliśmy do apartamentowca. Otworzyłam drzwi, weszliśmy. Zakupy położyliśmy w kuchni.
- Dobra, to co? W ramach podziękowania za pomoc w taszczeniu tych jakże ciężkich walizek...zrobisz kolację? - powiedział podchodząc do mnie. 
- Ehh, no dobra! Niech Ci będzie! Spaghetti, może być? - zapytałam rozpakowując zakupy. 
- Oczywiście. - uśmiechnął się. - Daj, ja to rozpakuję. - zaproponował. 
- Okej, to ja zacznę robić to spaghetti. - i jak powiedziałam tak zrobiłam. Mięso podsmażyłam na patelni, a makaron włożyłam do gotującej się wody. Karol nadal rozpakowywał zakupy. - Boże, ile tego jest. - stwierdził widząc kolejne siatki z zakupami. Zaczęłam się śmiać, bo widok Karola trzymającego w rękach zakupy i niewiedzącego co z nimi zrobić był na prawdę pocieszny. W trakcie oczywiście, pomagałam mu ogarnąć te zakupy i mówiłam co gdzie włożyć. Pokroiłam cebulę i dodałam do smażącego się mięsa. 
- Masz gdzieś paprykę? - zapytałam. 
- Gdzieś tu ją widziałem. - stwierdził po czym zaczął szukać. - Mam! - krzyknął radośnie po czym mi ją podał. Umyłam ją i pokroiłam w kostkę. Dodałam do mięsa i cebuli. Zaczęłam siekać czosnek. 
- Możesz otworzyć mi pomidory w puszcze? - zapytałam.
- Jasne - odpowiedział po czym zrobił to o co go poprosiłam. - Co z nimi zrobić? - zapytał trzymając w ręce puszkę. 
- Dodaj je na patelnię - wskazałam ręką. 
- Okej. - powiedział i tak zrobił. Zamieszał drewnianą łyżką. Dodałam czosnek i oregano. - A tych nie dodajesz? - zapytał widząc, że nie dodałam niektórych przypraw. 
- Nie, te dopiero na końcu. - poinformowałam go. Odcedziłam makaron i zostawiłam go w durszlaku. Wyłączyłam płomień i odstawiłam patelnię w inne miejsce 
- Teraz mogę je dodać? - zapytał. Był bardzo chętny do pomocy, zaimponował mi nawet, bo nie posądzałam go o to. 
- Możesz, możesz. - powiedziałam. Szczęśliwy i uśmiechnięty wziął ziele angielskie i liść laurowy po czym dodał do mięsa. Uśmiechnęłam się na widok tego co wyczyniał. Położyłam dwa talerze, nałożyłam makaronu a Karol nałożył resztę. Na koniec starłam parmezan i posypałam po wierzchu dań. Na każdy talerz dodałam po dwa listki świeżej bazylii i już mogliśmy jeść! Karol wziął talerze i udał sie do jadalni. Wyciągnęłam sztućce z szuflady i poszłam za nim.
- Jeszcze coś do picia - powiedziałam. 
- To ja pójdę! - powiedział. 
- Nie! Ja! - Szybko go dogoniłam. 
- Bylibyśmy całkiem fajną parą. - powiedział wyciągając z lodówki wodę. Zaśmiałam się na jego słowa. Wzięłam cytrynę i pokroiłam ją w plasterki. Karol nalał wodę do dzbanka, wziął szklanki i poszedł do jadalni. 
- Gdzie mi z tym poszedłeś, cytryna jeszcze! - wołałam z kuchni. Przyszedł ze szklankami. - Przepraszam - powiedział po czym pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się na to, miał rację, tworzylibyśmy na prawdę całkiem fajną parę! Wróciłam do rzeczywistości. Na brzegach położyłam po jednym plastrze cytryny. - Wyciągnij lód. - powiedziałam do Karola. Po chwili w szklankach były kostki lodu. Wzięłam szklanki poszłam do jadalni. 
- No, to smacznego! - powiedziałam biorąc do ręki widelec. 
- Smacznego. - uśmiech cały czas gościł na jego twarzy. Zaczęliśmy jeść. - Ej, to jest pyszne! - powiedział zjadając kolejny kęs. Uśmiechnęłam się do niego po czym upiłam łyk ze swojej szklanki. - Będziesz mi tak gotowała zawsze? - zapytał. - Chyba śnisz. - zaśmiałam się. Po kilkunastu minutach na talerzach nic nie było. Posprzątaliśmy ze stołu. Ogarnęliśmy też kuchnię. Usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy telewizor. - Ja bym tak mógł codziennie! - stwierdził. - No, było całkiem miło. - odpowiedziałam po czym położyłam głowę na jego ramieniu. Zaczęliśmy oglądać jakiś film aż w końcu zasnęliśmy. 




____________________________________________________
Witam! Oddaję w Wasze ręce dwunasty rozdział :)
Przepraszam za to opóźnienie, ale jestem w górach i tutaj z internetem jest ciężko. Spodziewajcie się niedługo dwóch nowych opowiadań :) W końcu jakieś początki udało mi się napisać. 

No i chyba się powtórzę, nie podoba Ci się opowiadanie - nie czytaj :) 

Dziękuję za miłe słowa, naprawdę mnie motywują!  

Komentujcie, komentujcie, komentujcie! :)

Pozdrawiam, Mercy. 

czwartek, 14 lutego 2013

Jedenaście


Weszłam do szatni i ujrzałam siedzącego Michała próbującego zrobić coś na telefonie.
- Ej, bo przebijesz go na wylot! - podeszłam do niego i wyrwałam mu telefon z ręki. Spojrzał na mnie...jakby chciał mnie zabić. 
- Słyszałaś?
- Dwa zdania - powiedziałam i usiadłam obok niego. 
- Ona mi to robi na złość. 
- Co?
- Chce żebym się pojutrze zaopiekował Oliwierem. - wytłumaczył nieco spokojniej. - A my przecież mamy mecz! - dodał już trochę głośniej. 
- No to co za problem. Ja się nim zajmę, z reszta tak się umawialiśmy. - powiedziałam patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się delikatnie. 
- A wiesz czemu ona tego nie może zrobić? Bo jedzie do Portugalii z tym...kochankiem! - powiedział wyraźnie zdenerwowany. 
- Michał, uspokój się. - powiedziałam dotykając jego ręki. 
- Jak ja mam być spokojny? - burzył się. 
- Dobrze, wiem, to nie jest proste, ale ona nie jest tego warta! - powiedziałam głośniej. Wstał a ja zaraz za nim, szybko wskoczyłam na ławkę.
- Masz rację. - powiedział patrząc w moje oczy, które już dawno były wpatrzone w niego. 
- Wiem, że mam. - uśmiechnęłam się i zaczęłam poprawiać jego włosy. 
- Dziękuję. 
- Dla Oliwiera wszystko! - powiedziałam śmiejąc się. 
- Nie tylko za to. Za to, że tutaj siedzisz i próbujesz mnie uspokoić chociaż powinnaś mnie uderzyć za to jaki byłem wcześniej. 
- Nie gadaj głupot! - powiedziałam poprawiając ostatni kosmyk jego włosów. Zeskoczyłam z ławki. - Chodź. - powiedziałam i wyszłam z szatni. Po chwili szedł już obok mnie. W ciszy doszliśmy na boisko. 
- Gdzie byliście? - pytał lekko poddenerwowany trener. Nic nie odpowiedzieliśmy. Michał wrócił do gry a ja do robienia zdjęć. Widziałam tylko wzrok Mariusza. Nie wiedziałam co zrobić, przecież tak się nie da normalnie funkcjonować, kiedy on jest taki obrażony. Stwierdziłam jednak, że z czasem mu przejdzie. Tak minęło kilka dni, ja się nie odzywałam on nawet nie zwracał na mnie uwagi. Bartek zadzwonił tylko raz, a ja nie chciałam się narzucać. Do tego doszedł przegrany mecz z Jastrzębskim Węglem, wkurzenie całego zespołu. Minął weekend i miną poniedziałek. Wtorek. Droga do Jastrzębia na rewanżowy mecz. Nastroje takie sobie. Każdy próbował się skupić, każdy chciał zagrać jak najlepiej potrafił. Niestety mecz przegrany i to do zera. Puchar Polski nie był najważniejszym trofeum o jakie walczyli Bełchatowianie. Najważniejsze było, żeby przygotować się do Ligi Mistrzów. To był cel numer jeden. Po drodze oczywiście spotkanie z Delectą Bydgoszcz, plusliga. W trakcie jazdy z Jastrzębia do Bełchatowa autobus pogrążony był w ciszy i może nawet smutku. Wszyscy martwili się o mecz w fazie play-off Ligi Mistrzów skoro Jastrzębian nie udało się pokonać. Ja założyłam słuchawki i zasnęłam. Obudził mnie Aleks, już w Bełchatowie. Wyszłam z autokaru. Zobaczyłam Paulinę czekającą na Mariusza z uśmiechem na ustach. Inne żony i dziewczyny. Paulina zaproponowała, że mnie podwiozą, ale odmówiłam. To byłby koszmar. Mariusz wpakował się do samochodu a Paulina rozmawiała z Michałem. Dawała mu coś, jakąś kartkę. Po czym wsiadła do samochodu i wraz z Mariuszem odjechali. Tak samo reszta zawodników. Ciemno, zimno i nic się nie chce, to jedyne co byłam w stanie stwierdzić. Zauważyłam jak Michał wbiega do hali, która była otwarta. Zostawiając walizkę obok wyjścia biegnie do szatni. Kiedy tylko to zobaczyłam od razu pobiegłam za nim, co było dość trudne bo miałam przecież walizkę. Zostawiłam ją obok walizki Michała i poszłam za nim. Weszłam do szatni, a w niej było dokładnie tak samo jak na zewnątrz - zimno i ciemno. Michał siedząc na ławce twarz chował dłoniach. A obok niego leżała kartka i koperta. Podeszłam bliżej, spojrzał na mnie. 
- Co się dzieje? - zapytałam. Nic nie odpowiedział, siedząc przyciągnął mnie do siebie i wtulił się we mnie. Objęłam go delikatnie, a on nie miał zamiaru się ode mnie odrywać.
- Jestem do niczego! - wypalił w końcu ciągle się do mnie przytulając. 
- Co? O czym Ty mówisz w ogóle? - mówiłam burząc się, chociaż gładziłam jego włosy. 
- Przecież widziałaś dzisiejszy mecz.
- Widziałam. Porażki się zdarzają, no Michał...- powiedziałam i oderwaliśmy się od siebie. Widziałam jak jego oczy się szklą, jak już chciał płakać. Nie wiedziałam tylko dlaczego, bo na pewno nie przez ten pieprzony mecz. Usiadłam obok niego. 
- Nie chodzi tylko o to. - powiedział spoglądając w podłogę. 
- To o co? - zapytałam przybliżając się do niego i chwytając jego dłoń. 
- Dagmara chce mnie pozbawić praw rodzicielskich! - powiedział i znów ukrył twarz w dłoniach. 
- Co? - prawie krzyknęłam. - Nie może! Nie ma prawa! Michał! - krzyczałam. Spojrzał na mnie. Wiedziałam, że przeboleje wszystko, ale nie przeboleje niczego złego związanego z synem, kochał go najbardziej na świecie. 
- Chce, żeby Oliwier wyjechał z nią do Włoch! Z nią i z tym jej kochankiem! - powiedział. Wstałam i usiadłam na jego kolanach, znowu się do mnie przytulił. 
- Nie możesz na to pozwolić! Oliwier Cie kocha! Nie mówiąc o tym jak Ty kochasz jego! - mówiłam patrząc w jego oczy i ocierając łzy z jego policzków. 
- Co ja mogę? Przecież dobrze wiesz jak jest, praktycznie w ogóle mnie nie ma. 
- Wiem, ale masz prawo widywać się z Oliwierem! - powiedziałam stanowczo. 
- Ja już niczego nie wiem, niczego kurwa! - krzyczał. 
- Michał, Oliwier jest Twoim synem, masz takie samo prawo do niego jak Dagmara! 
- Tak, tylko, że ona jest matką. Każdy powie, że dziecko powinno być przy matce! - powiedział bardzo wzburzony.
- Ale Ty masz prawo się z nim widywać! Jesteś jego ojcem! - powiedziałam, byłam równie wzburzona jak on. Spojrzał na mnie, objął w talii, odsłonił moją twarz, którą zasłaniał kosmyk włosów. Musnął bardzo delikatnie moje usta swoimi, trwało to krótko. Nasze twarze były bardzo blisko, poczułam ciepło jego oddechu. Szybko jednak znów zatraciłam się w jego ustach, jego pocałunki były idealne, czułe, romantyczne. Niesamowicie przypadły mi do gustu. Patrzyłam w jego oczy gładząc jego włosy. Znów zbliżył się do mnie, złożył krótki pocałunek na moich ustach. Po czym czułam jego usta na swojej szyi. Nie ominął ani jednego miejsca, które było w jego zasięgu. 
- Boże...- ocknęłam się. - Co my robimy...- zeskoczyłam z jego kolan i chciałam wyjść, jednak złapał moją dłoń. Wstał i zbliżył się do mnie i nasze usta znowu się spotkały, to było silniejsze ode mnie. Wplótł swoją rękę w moje włosy, a ja rozkoszowałam się smakiem jego ust. Byliśmy bardzo zachłanni w tym co robiliśmy. Zapach jego perfum, jego usta, jego ciało, jego oddech, to wszystko było tak idealne, nigdy nie czułam czegoś takiego, nigdy się tak nie czułam. Moja dłoń wylądowała na jego policzku, na którym były jeszcze resztki łez. Moglibyśmy nie odrywać się od siebie przez długi czas, jednak przerwał nam dźwięk otwierających się drzwi. Szybko więc oddaliliśmy się od siebie. Wtem ktoś zapalił światło, okazało się, że jest to sprzątaczka. Kiedy nas zobaczyła, bardzo się zdziwiła i już chciała coś powiedzieć, jakby żądała wyjaśnień, nie dałam jej jednak szansy na reakcję gdyż szybko wyszłam z szatni, łzy zaczęły spływać strumieniami po moich policzkach. Usiadłam na pierwszej napotkanej ławce znajdującej się w hali. Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Napisałam sms'a do Maćka. "Teraz przydałaby mi się Twoja pomoc...". Szybko oddzwonił. 
- Co się dzieje? - zapytał troskliwie. 
- Nie wiem, coś ze mną jest nie tak! - powiedziałam i zaczęłam płakać. 
- Gdzie jesteś? 
- W hali. 
- Będę za 20 minut. - powiedział i rozłączył się. Siedziałam i próbowałam się uspokoić. Twarz ukryłam w dłoniach. Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoich plecach. Podniosłam głowę i ujrzałam siedzącego obok mnie Maćka. Mocno się do niego przytuliłam i znów zaczęłam płakać. Pozwolił mi się wypłakać, bo tego właśnie potrzebowałam. 
- Co się stało? - zapytał spoglądając mi w oczy. Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć. Nie mogłam mu powiedzieć o Mariuszu, o tym do czego doszło pomiędzy mną a Michałem, tak na prawdę niczego nie mogłam mu powiedzieć. 
- Nie radzę sobie. 
- Z czym? - zapytał odgarniając kosmyk moich włosów. Przed chwilą zrobił to Michał, znów napadły mnie myśli, takie których nienawidziłam. Myśli, w których to rozbijam rodzinę Mariusza, w których Paulina mnie znienawidziła, w których Michał wini za wszystko a potem całuje bez żadnych skrupułów. 
- Ze wszystkim. To był jeden wielki błąd, że tu przyjechałam! - po policzkach spływały mi łzy, szybko wtuliłam się w Maćka. Objął mnie najmocniej jak potrafił. Oderwałam się od niego. 
- Nie mów tak. Ja się na przykład bardzo cieszę, że tu przyjechałaś. - powiedział chwytając moje dłonie. Spojrzałam w jego oczy i nawet spróbowałam się uśmiechnąć. 
- Wszystkim przeszkadzam, wszystko psuje...- powiedziałam patrząc gdzieś w dal. W hali było ciemno, jedyne światło jakie było, to te z rozświetlonej latarniami ulic. 
- Co się stało? 
- Maciek...- zaczęłam. - Nie mogę Ci powiedzieć. - zaczęłam płakać. - Przepraszam. 
- Chodź tu...- powiedział i przybliżył się do mnie obejmując mnie. - Ciii, wszystko będzie dobrze - mówił szeptem gładząc moje włosy. Zdziwiło mnie to, że o nic więcej nie pytał, po prostu był. 
- Chodźmy stąd - powiedziałam próbując otrzeć łzy. Uśmiechnął się, złapał moją rękę i wszyliśmy. Wcześniej chwyciłam moją walizkę, obok niej nadal stała ta od Michała. 
- Ej, ej. Daj mi to, to moja rola! - mówił uśmiechając się po czym przejął ode mnie walizkę. Odwzajemniłam uśmiech i poszliśmy do jego samochodu, bo jak się okazało ma prawo jazdy. Włożył walizkę do bagażnika, wsiedliśmy do samochodu i zapięliśmy pasy. 
- Podwieź mnie do hotelu - powiedziałam próbując się uśmiechnąć. 
- Na pewno? - zapytał spoglądając na mnie. 
- Tak. - odpowiedziałam. Nie chciałam mu sprawiać kłopotu. Chciałam położyć się na łóżku, nie myśleć o Mariuszu, Michale i o tym wszystkim...chciałam po prostu zasnąć. 
- Jak sobie życzysz - uśmiechnął się i zapalił samochód. Po kilkunastu minutach byliśmy już pod hotelem. Wysiedliśmy. Maciek pomógł mi z walizką, weszliśmy do mojego pokoju. Postawił ją obok łózka. Ściągnęłam kurtkę i przytuliłam się do niego. 
- Dziękuję - powiedziałam spoglądając w jego oczy. Uśmiechnął się. 
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedział. Dalej się do niego przytulałam, naprawdę czułam się bezpieczna w jego objęciach. Oderwałam się od niego i wskoczyłam na łóżko, wreszcie dorównywałam mu wzrostem. Złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku i uśmiechnęłam się, szczerze się uśmiechnęłam, co ostatnio było rzadkością. 
- Śpij dobrze. - powiedział i z uśmiechem na twarzy wyszedł z mojego pokoju. Rozpakowałam się, chwyciłam jakieś spodnie i top. Bardzo chciało mi się spać. Weszłam do łazienki, wzięłam prysznic, umyłam zęby i przebrałam się we wcześniej przygotowany strój. Wyszłam z łazienki i rzuciłam się na łóżko, szybko jednak wstałam gdyż nie miałam przy sobie telefonu. W końcu po jakże intensywnych poszukiwaniach miałam go w swojej dłoni, znów rzuciłam się na łóżko i okryłam kołdrą. 




____________________________________________________
Witam! Oddaję w Wasze ręce jedenasty rozdział. Jest Wasz ukochany Michał! :) Piszcie co sądzicie! 

Mnie złapała grypa, więc siedzę w domu i próbuję coś wyskrobać :)

A właśnie! Jeśli kogoś "nie napawa optymizmem" to co tutaj jest publikowane, to po prostu proszę tego nie czytać :)

Komentujcie, komentujcie, komentujcie! :) 

Pozdrawiam ciepło, Mercy.



poniedziałek, 11 lutego 2013

Dziesięć


Obudziłam się i szybko wstałam, musiałam szybko skorzystać z toalety. Nie patrząc pod nogi ruszyłam do łazienki i wylądowałam na podłodze. 
- Kurwa! - wyszeptałam i spojrzałam na to coś o co się potknęłam. Przetarłam oczy bo myślałam, że źle widzę. - Bartek?! - zapytałam zdziwiona. 
- O, cześć. - wyszeptał zaspany, ale uśmiechnięty. 
- Co Ty robisz na podłodze? - zapytałam wstając. 
- Spałem. Podłoga okazała się być wygodniejsza od sofy. 
- Ej, widzisz. Przeze mnie się nie wyspałeś. Super, będę teraz miała wyrzuty sumienia do końca życia.
- Przestań. - powiedział i wstał. - Nic mi nie jest. Podłoga jest mięciutka. - dodał i zaprezentował mi swoje piękne zęby. 
- Ta..jak to podłoga. - powiedziałam półgłosem. - Teraz możesz iść się położyć na łóżku, ja się zmywam. 
- Jak to? - zapytał zdziwiony. 
- No...muszę być na 10 w Bełchatowie.
- Ale żeby w nowy rok? - dziwił się. 
- No..trzeba trenować, za 3 dni Jastrzębski Węgiel!. - oznajmiłam. 
- Yyy wiesz co...jest już 9:00. - powiedział. 
- Ja pieprze! - wbiegłam do łazienki, jednak szybko z niej wybiegłam. 
- Hej, hej...spokojnie. - powiedział i złapał moją rękę. - Pojadę z Tobą. - dodał. 
- Jak to pojedziesz ze mną? - dziwiłam się. 
- No normalnie, odwiedzę kolegów. - powiedział i znów się uśmiechnął. 
- Ale poważnie? 
- Poważnie. - oznajmił i zaprowadził mnie do łazienki, powiedział, który ręcznik mam wziąć i szybko weszłam pod prysznic. On w tym czasie szukał dla mnie jakiegoś stroju. Wyszłam w ręczniku z łazienki. 
- Hyyy! - powiedział i zasłonił sobie oczy śmiejąc się. 
- Haha, bardzo śmieszne! - powiedziałam a on dał mi szarą bluzę z niebieskimi wykończeniami i z "6" na rękawie a na przodzie z logiem jego drużyny. - Dziękuję. De facto jego bluza była dłuższa od mojej sukienki, więc było dobrze. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już gotowi. 
- Poczekaj chwilę tu, ja muszę coś załatwić. - oznajmił i wyszedł. 
- Okej. - powiedziałam. Zaciekawiło mnie to gdzie poszedł Bartek, a na dodatek wydawał się być poddenerwowany. Wychyliłam głowę zza drzwi zobaczyłam jak Bartek siłą wchodzi do pokoju Zbyszka. "Boże!" - pomyślałam, jednak nie poszłam tam. Przecież pewnie chciał mu nagadać. 
- Stary! Co Ci odbiło?! - usłyszałam z korytarza, to był Zbyszek. Otworzyłam momentalnie drzwi, jednak mnie nie zobaczyli.
- To Tobie odbiło! Zrobisz jej coś jeszcze raz, to pożałujesz! - powiedział Bartek. Kiedy wychyliłam się bardziej zobaczyłam Zbyszka, który trzymał jedną dłoń na zamkniętym oku. Czyli jednak Bartek go uderzył, nie wiem czy to dobrze, trochę jednak mi ulżyło. 
- Nic nie pamiętam, stary, wyluzuj! Poza tym, nic jej nie zrobiłem! 
- Tak, no oczywiście! - zaśmiał się Bartek. - Czy Ty myślisz, że mi wciśniesz takie kity?! Jesteś skończonym dupkiem! Odpieprz się od niej! Jasne?! - powiedział i chwycił koszulkę Zbyszka. 
- Jasne, kurwa, jasne! - powiedział a Bartek puścił jego ubranie i odszedł. - Bohater się znalazł. - powiedział Zbyszek półgłosem, jednak tak, żeby Bartek usłyszał i wrócił do pokoju. Odsunęłam się od drzwi, żeby nie było podejrzeń. Bartek próbował się uspokoić, ale kiedy wszedł do pokoju i tak było widać, że jest wkurzony. Spojrzał na mnie i nawet się uśmiechnął, sama nie wiedziałam czy uśmiecha się szczerze czy nie. Nie obchodziło mnie to, bo strasznie spodobało mi się to co zrobił. To, że mnie obronił, że był za mną. Bez słowa zaczął ubierać kurtkę, jednak nie wytrzymałam i wtuliłam się w niego. 
- O, jak miło. - powiedział i objął mnie. 
- Muszę Ci podziękować...słyszałam, jak rozmawiałeś ze Zbyszkiem. - powiedziałam. Przewrócił oczami, co zauważyłam. W szpilkach nie byłam wcale taka niska. 
- Nie ma za co. Każdy by się tak zachował. - powiedział i uśmiechnął się, jednak wtedy wiedziałam, że uśmiecha się szczerze. 
- Nie, Bartek, nie każdy. - powiedziałam i znów się w niego wtuliłam. Jednak szybko zaprzestałam, spojrzałam w te jego oczęta i musnęłam jego policzek ustami, w ramach podziękowania. Uśmiechnął się a ja zaczęłam ubierać swój płaszcz. Po kilku chwilach wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy na dół i wsiedliśmy do jego samochodu. Droga minęła nam w cudownej atmosferze. Zatrzymaliśmy się w McDonald's, żeby kupić coś do jedzenia. Była 9:40. Odebraliśmy zamówienie i zaczęliśmy spożywać jakże zdrowy posiłek. Fakt, było to trudne, przynajmniej dla Bartka, gdyż prowadził, ale jakoś dał radę. o 10:30 byliśmy w Bełchatowie pod halą. Wyszliśmy i udaliśmy się do środka. Od razu wszyscy, którzy nas widzieli reagowali uśmiechem czy zdziwieniem, na widok Bartka oczywiście. Przeszliśmy do szatni, rozebrałam swój płaszcz i powiesiłam go. Z torby wyciągnęłam lustrzankę. 
- Chodź, zrobimy sobie słit focię. - zaproponowałam.
- Okej. - powiedział. Dałam mu lustrzankę żeby to on zrobił, jednak on ujął sufit, nie nas. Postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę, za drugim razem wyszło bardzo dobrze. Spojrzeliśmy na nasze zdjęcie i wybuchnęliśmy śmiechem. Założyłam lustrzankę na ramie i wyszliśmy z szatni. Po chwili weszliśmy na boisko, zdziwienie wszystkich było niesamowite. 
- O! Patrzcie kto przyszedł! Kuraś! - śmiał się Pliński. 
- Haloo! Ja też tu jestem! - powiedziałam machając do Daniela. 
- Tak, tak. Przepraszam. - powiedział z uśmiechem. 
- Co Wy razem robicie w ogóle? - zapytał zdezorientowany Bąkiewicz. 
- Yy..spotkaliśmy się przy wejściu. - powiedziałam. 
- I przy wejściu włożyłaś na siebie jego klubową bluzę?! - zgrywał się Zatorski. Spojrzałam na Bartka, a on spojrzał na mnie i uśmiechnął się. 
- Tak jakoś wyszło, że się spotkaliśmy. - próbował tym razem Kurek. 
- No ale gdzie? Mówcie a nie kręćcie! - ponaglił nas Atanasijevic. 
- W Łodzi się spotkaliśmy i tak się jakoś zgadało. - powiedział Bartek. 
- Ahaaaa, to dlatego mówiłaś, że możesz się spóźnić. - dodał ledwo żywy Kłos. 
- Dobra, koniec! Nie będziemy się Wam spowiadać! - zarządziłam. 
- Ooo, a macie z czego? - śmiał się Woicki. 
- Nie, no co za banda! - powiedziałam. 
- Chłopaki! Biegać! - krzyknął trener, który podszedł do nas. Jednak ja opuściłam Bartka i usiadłam na krześle. Zaczęłam robić zdjęcia. Po kilkudziesięciu minutach zaprzestali biegom, a trener nadal rozmawiał z Kurkiem. Podeszli do kosza z ręcznikami i każdy zaczął szukać swojego. Kiedy znaleźli zaczęli szukać czegoś do picia. Rozeszli się po całym boisku. Usiadł obok mnie Michał. 
- Co to za akcja z Bartkiem? - zapytał po czym upił łyk ze swojej butelki. 
- Jejku no. Tak się złożyło. - powiedziałam. 
- Mhmm...- jedyne na co było go stać. Do tego jego wyraz twarzy, uniesiona brew, nic nie musiał więcej mówić. 
- O co Ci chodzi?
- O nic, pytam po prostu. 
- A ja Ci odpowiadam, że tak się złożyło. Poza tym ja nie proszę Cię o sprawozdanie z nocy. 
- Z nocy? Spędziliście razem noc? - burzył się, jednak robił to tak, żeby nikt nie usłyszał. 
- Nie! To znaczy nie w tym sensie...
- A w jakim? - zapytał poprawiając swoją opaskę. 
- Boże, Michał! Nie Twoja sprawa, jasne?
- A o co chodziło w parku? - zapytał. Faktycznie, totalnie o tym zapomniałam. 
- Długo mnie tak będziesz męczył? - próbowałam się jakoś wykręcić. 
- Nie możesz mi odpowiedzieć na pytanie? 
- Dobrze! Odpowiem, o nic nie chodziło. - powiedziałam i wstałam. Udałam się w stronę leżącego Karola. 
- Brzydka ta Twoja bluza. - zaczął się zgrywać, kiedy tylko mnie zobaczył. Usiadłam sobie obok niego. 
- To jest raczej sukienka. - śmiałam się. - Coś Ty wczoraj robił? - zapytałam 
- Mam ochotę zadać takie samo pytanie Tobie! - powiedział. 
- Oj no Karol! Ja pierwsza zapytałam. - powiedziałam z uśmiechem. 
- No sylwester był, to co miałem spać? - zapytał. Śmiałam się w duchu, bo ja tak właśnie spędziłam sylwestrową noc. 
- Czemu Ty jesteś jakiś taki...zły na mnie? - zapytałam.
- Bo nie podoba mi się to, że się z nim kręcisz. Jeszcze nam Cie zabierze do tej Moskwy i tyle. - skwitował Kłos. 
- Nie martw się, nigdzie się nie wybieram. - powiedziałam i zaczęłam się śmiać. 
- Tak tak, a pewnego razu przyjdziesz i powiesz "Chłopaki, wyjeżdżam do Rosji".
- Boże, co za paranoja. - powiedziałam i wstałam. Usiadłam na krześle i znów zaczęłam robić zdjęcia. Trener wznowił ćwiczenia a obok mnie usiadł Bartek. 
- Było kazanie? - zaśmiał się. 
- Tak. Michał nie zawiódł. - powiedziałam a on zaczął się śmiać. 
- Powiedziałaś mu?
- Nie. Nie mam zamiaru im się tłumaczyć! - rzuciłam i wtedy podszedł do nas Kłos. 
- Będziesz musiała iść na to spotkanie sama, bo my będziemy trenować...długo. - powiedział. 
- Okej, i tak byś mi się nie przydał! - powiedziałam, w końcu on też swoje mi nagadał. Wrócił na boisko. 
- Jakie spotkanie? - zapytał. 
- O! Chodź ze mną, chodź, chodź, chooooodź! - powiedziałam. 
- Ale gdzie? - zapytał z uśmiechem na twarzy. 
- Do mojego mieszkania, muszę pokazać projekt i się ugadać z wykonawcą. 
- Aha, to bardzo chętnie Ci potowarzyszę. - stwierdził. - Będę przynajmniej znał drogę do Twojego mieszkania. - dodał i zaczął się śmiać.
- Nie będzie tak łatwo, za każdym razem będziesz musiał zmierzyć się z moim ochroniarzem. 
- Z kim? - zaśmiał się. 
- Z bulterierem Karolem! - powiedziałam. Wydawał się być zdziwiony. 
- To Wy...jesteście razem? - zapytał. Zaczęłam się śmiać. 
- Nie, będziemy razem mieszkać. - poinformowałam Bartka. 
- Poważnie?
- Noooo. - powiedziałam. - Znaleźli tylko jeden apartament. - dodałam. 
- Na prawdę zacznę rozważać powrót do Skry. - powiedział. Zaczęłam się śmiać, chwyciłam jego dłoń i zeszliśmy z boiska, w towarzystwie wzroku całej drużyny. Poszłam do szatni i ubrałam płaszcz. Wyszliśmy z hali, musieliśmy jechać do hotelu po projekty i dopiero na spotkanie. Weszliśmy do hotelu. 
- To czekaj, oddam Ci bluzę. - powiedziałam. Złapał moją dłoń. 
- Nie, nie oddawaj. - powiedział. 
- Czemu?
- Umówmy się, że jest Twoja. - powiedział. 
- Ooo, dziękuję! - powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję. Po chwili zorientowałam się na jaką idiotkę wyszłam, jednak Bartek się uśmiechał. Był bardzo pozytywnym człowiekiem. Wyszliśmy z hotelu z projektami i pod apartamentowcem byliśmy po kilkunastu minutach. Weszliśmy i wjechaliśmy windą na ostatnie piętro, tam właśnie znajdowało się nasze mieszkanie. Tam czekał na nas prezes, którego mina po zobaczeniu Kurka była przecudowna! Spotkaliśmy tam Pana Marcina - to on miał się zając remontem i Panią Olgę, projektantkę. Pokazałam im projekty, powiedzieli, że się zajmą i postarają zrobić to jak najlepiej. Prezes opuścił nas a ja chciałam jeszcze rozejrzeć się po mieszkaniu, więc razem z Bartkiem zaczęliśmy zwiedzać. Po kilkudziesięciu minutach wyszliśmy z apartamentowca i udaliśmy się do samochodu Bartka. 
- Jutro wracam do Moskwy. - oznajmił. Momentalnie posmutniałam, na prawdę go polubiłam. Zawsze tak jest, zaczynam się z kimś dogadywać a tu nagle ten ktoś wyjeżdża. Aaaa! Nienawidziłam tego. 
- Szkoda. - powiedziałam i patrzyłam na ruszający się za oknem krajobraz. 
- Czyżbym widział...smutek? - zapytał spoglądając na mnie. 
- No bo Cie polubiłam no! - powiedziałam. 
- Ja też Cie polubiłem, nawet bardzo. - powiedział i uśmiechnął się. - Spotkamy się niedługo. - oznajmił. 
- Tak? Kiedy? Na meczach reprezentacji?! Faktycznie niedługo. 
- Nie. - zaśmiał się. - Ja przyjeżdżam na kontrolę za dwa tygodnie. - poinformował mnie a uśmiech znów zagościł na mojej twarzy. Wyszliśmy z samochodu i znów weszliśmy do hali. - Pójdę pożegnać się z chłopakami. - powiedział. Wysiliłam się na uśmiech i poszłam do szatni zostawić płaszcz. Nie wiedziałam co powiedzieć Bartkowi na pożegnanie. "Dziękuję" czy co?! Zastanawiałam się. Spojrzałam do lusterka i poprawiłam włosy, bo wyglądałam okropnie. Po kilku minutach wyszłam z szatni, bo stwierdziłam, że Bartek nie będzie czekał na mnie wiecznie. Zobaczyłam go siedzącego na ławce. 
- Już? Pożegnałeś się z chłopakami? - zapytałam. 
- Tak. - powiedział i wstał. 
- No to co, to cześć Bartek. - powiedziałam a do oczu zaczęły napływać mi łzy. Nienawidziłam pożegnań, w dodatku byłam nad wyraz wrażliwa, co czasami było straszne.
- Nie mam Twojego numeru. - oznajmił z uśmiechem. 
- A, tak, faktycznie. - powiedziałam powstrzymując łzy. Dał mi swój telefon i wpisałam w nim swój numer. Przyglądał mi się uważnie, jakby chciał zajrzeć do mojej duszy. Oddałam mu jego sprzęt i znów wysiliłam się na uśmiech. 
- To pa. - powiedział i poszedł. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, ukryłam twarz w dłoniach. - Ej, żartowałem. - usłyszałam i ujrzałam Bartka. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. 
- To już tak nie żartuj. - powiedziałam i uderzyłam go delikatnie w brzuch. 
- Dobrze, dobrze, przepraszam. - powiedział i uśmiechnął się. Odgarnął kosmyk moich włosów i spojrzał w moje oczy, szybko otarł łzy z moich policzków. - Jakbyś nie miała co robić o 3 nad ranem, albo jakbyś nie miała z kim pogadać, to dzwoń. - powiedział. - I nie płacz, bo niedługo się zobaczymy. - dodał. 
- Niee, ja po prostu nie lubię pożegnań. - oznajmiłam i kolejne łzy spłynęły po moich policzkach. - Ale jak przyjedziesz to meldujesz się u mnie! - powiedziałam. 
- Tak jest! - powiedział i wykonał wojskowy gest. Uśmiechnęłam się i otarłam łzy, uspokoiłam się trochę. 
- To...pa. - powiedziałam i spojrzałam w te jego niebieskie oczy. 
- Do zobaczenia. - powiedział i udał się do wyjścia. Próbowałam powstrzymać łzy i nawet mi się to udało. Nagle zobaczyłam, że Bartek wraca, drugi raz już dzisiaj. Zdziwiłam się lekko, zbliżał się do mnie. Kiedy był przy mnie ujął moją twarz w swoje ogromne dłonie i delikatnie musnął moje usta swoimi. Uśmiechnęłam się, na prawdę się uśmiechnęłam. 
- Pa! - powiedziałam. - Idź już, bo będziemy się żegnać całą noc! - powiedziałam i zaczęłam się śmiać. 
- Pa. - powiedział i poszedł, tym razem już nie wrócił. To ja musiałam wrócić na boisko. Tak też zrobiłam, zaczęłam robić zdjęcia. W końcu od tego tu jestem. Najgorszy był jednak Mariusz, w ogóle nie zwracał na mnie uwagi . Był zły kiedy mnie zobaczył. Widziałam to w jego oczach, w tych cudownych oczach, w których zatracałam się jeszcze niedawno. Usiadł obok mnie Maciek. 
- Hej - powiedział zdyszany. 
- Hej - odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie. Tą jakże romantyczną chwilę przerwał nam niestety trener, który kazał Maćkowi wracać na boisko. Wróciłam więc do robienia zdjęć. Po 2 godzinnym treningu, Nawrocki zarządził 20 minutową przerwę. Byłam na trybunach więc szybko zbiegłam na dół. 
- Jak tam mieszkanie? - pytał Kooistra. 
- A bardzo fajne! Duże, na ostatnim piętrze, no cudowne! - zachwycałam się. 
- Już się szykuję na parapetówkę! - powiedział śmiejąc się. 
- No pewnie, parapetówka bez Ciebie do jak samochód bez paliwa, nie działaaa! - śmialiśmy się. 
- Co Wam tak wesoło, co? - zapytał Daniel podchodząc do nas. 
- A tak rozmawiamy sobie o nowym mieszkaniu Natalii i Karola. - wytłumaczył Wytze. 
- No, słyszałem, że luksusy macie! - zgrywał się Pliński. 
- Gdzie są luksusy? - dołączył do nas Atanasijevic. 
- Tak rodzi się plotka Danielu! - powiedziałam. 
- Przepraszam Natalio, czy wybaczysz mi tak haniebne zachowanie? - padł na kolana i wszyscy zaczęli się z niego śmiać. 
- Zastanowię się - powiedziałam udając obrażoną. 
- O Pani, bądź tak łaskawa i wybacz mi, nikczemnemu ziemianinowi! - schylił głowę. 
- Co Wy robicie? - całą zabawę popsuł trener. 
- Nic, nic - odpowiedzieliśmy chórem. 
- Mhmm - rzucił trener i poszedł dalej. Wybuchnęliśmy śmiechem. Poszłam do szatni bo chciałam się czegoś napić. Niestety niczego nie wzięłam więc musiałam udać się do automatu z napojami. Wziąwszy portfel szłam korytarzem szukając automatu, okazało się, że jest obok wyjścia. Zastanawiałam się co sobie kupić. 
- Ty chyba żartujesz! Umawialiśmy się, że Ty się nim zajmujesz kiedy ja mam mecze! 
- Nie będę odwoływała swoich planów przez Twój mecz! - usłyszałam. Odwróciłam się i ujrzałam Michała wraz z Dagmarą. Tak, kłócili się. Zauważyli, że na nich patrzę. - To podrzucę Ci go przed meczem. - powiedziała Dagmara po czym wyszła z hali. Podeszłam do Michała. Spojrzał na mnie po czym poszedł do szatni. Nie wiedziałam co robić więc podeszłam do automatu, kupiłam coca-cole i wracałam na boisko. Jednak coś mnie podkusiło, żeby pójść za Michałem do szatni. Tak też zrobiłam. 




_____________________________________________
Witam, oddaję w Wasze ręce dziesiąty rozdział! Dajcie znać co sądzicie :)

Zaczęłam pracę nad kolejnymi opowiadaniami, do napisania jednego zainspirował mnie ostatni mecz Resovii :) Więc to właśnie o rzeszowskich siatkarzach będzie jeden z nich, chociaż nie wiem czy zdecyduję się na publikację. Bohaterem kolejnego jest Wasz ukochany Winiarski! :) Zobaczymy co z tego wyniknie. 
Chciałam podziękować Erin Corleone za kolejną nominację do Libster Awards :)) Zaczęły mi się ferie, więc na pewno się tym zajmę! 


Komentujcie, komentujcie, komentujcie! :))


Pozdrawiam, Mercy :)

piątek, 8 lutego 2013

Dziewięć


Obudziłam się, spojrzałam na zegar na ścianie, było po 9 rano. Nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. Nagle usłyszałam mój telefon. Wyciągnęłam rękę spod kołdry w poszukiwaniu telefonu. Niestety...nie wyszło, a nawet udało mi się spaść z łóżka, co gorsza, nie miałam siły by wstać. Telefon przestał dzwonić, a ja próbowałam wstać. Po kilku próbach się udało. Szybko położyłam się na łóżku i okryłam kołdrą. Nie minęło 5 minut kiedy telefon znów dał o sobie znać. Tym razem żwawo zerwałam się z łóżka, wzięłam go do ręki, nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam do ucha. 
- Halo. - powiedziałam zachrypniętym głosem. 
- Dzień dobry Natalia. - powiedział ktoś po drugiej stronie, po krótszym namyśle stwierdziłam, że jest to prezes Piechocki. 
- O, dzień dobry. - odpowiedziałam. 
- Przepraszam, że Cię obudziłem ale mam pilną sprawę. 
- Nie szkodzi, słucham?
- Możesz przyjść dzisiaj do hali? 
- No...w sumie mogę. 
- To świetnie, o 11 w gabinecie Pauliny Wlazły.
- Yyy..okej. 
- To do zobaczenia. - zakończył rozmowę prezes, a mnie do głowy przychodziły różne dziwne myśli. Co to za pilna sprawa, o której prezes musi porozmawiać ze mną i z Pauliną? - Pytałam sama siebie. Miałam tylko nadzieję, że Mariusz nie powiedział Paulinie o naszym romansie...to było by straszne. Musiałam się ogarnąć. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam klubowe ciuchy, nie miałam czasu żeby szukać czegoś w moich normalnych, a nawet nie miałabym pomysłu co założyć. Około 10:30 byłam gotowa. Zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki sygnowanej logiem Skry. Wyszłam z pokoju, zeszłam po schodach i wyszłam przed hotel. Wzięłam taksówkę i po 20 minutach byłam pod halą. Weszłam. Udałam się w stronę gabinetu Pauliny, o dziwo trafiłam! Zapukałam. - Proszę! - Usłyszałam, więc weszłam. 
- Dzień dobry. - powiedziałam widząc Paulinę i Prezesa. 
- Hej - powiedziała Paulina, po czym podeszła do mnie i uściskała mnie. Usiedliśmy na krzesłach. 
- Natalia, mamy dla Ciebie propozycję. Chodzi o Twój pobyt. - zaczął prezes. 
- Słucham. 
- Mamy kilka ofert mieszkań dla Ciebie. 
- O, to dobrze, bo mieszkanie w hotelu mnie trochę męczy. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. - Proszę! - powiedział prezes. Do gabinetu Pauliny wszedł Karol Kłos. 
- Dzień dobry, co to za pilna sprawa? - dopytywał Kłos. 
- Witam, siadaj - powiedział prezes. Karol wymienił się uściskami dłoni z prezesem i Pauliną. Podszedł do biurka przy którym siedziałam i na powitanie cmoknął mnie w policzek. Paulina delikatnie się uśmiechnęła na ten widok. Zdziwiło mnie to trochę, nie uśmiechnięta Paulina czy pocałunek Kłosa, tylko sam fakt, że on też był zaproszony na to spotkanie. 
- Chodzi o mieszkanie. - prezes zwrócił się do Karola. 
- Tak? Znalazło się coś? - pytał zaciekawiony.
- Tak, dla Was obojga. - dodał prezes. 
- Jak to dla nas obojga? - dopytywałam.
- Znaleźliśmy apartament...dość duży...- zaczęła Paulina.
- I chcieliśmy się Was zapytać...czy zgodzilibyście się zamieszkać razem...- powiedział niepewnie prezes. Lekko się zdziwiłam, z resztą Karol również. 
- To jest na prawdę spory apartament, ma 3 pokoje, salon połączony z kuchnią, 2 łazienki i taras...- powiedziała szybko Paulina. 
- No, ja się zgadzam. - stwierdził Kłos. Spojrzałam na niego tak jakbym chciała go zabić, jednak nie podziałało. 
- No dobra, ja też. - powiedziałam po dłuższej chwili rozmyślania. 
- A no i oczywiście, strzeżone osiedle, zielona piękna trawka, czysto...no i plac zabaw. - dodała Paulina. 
- O! Wspaniale, będzie dla naszych pociech. - powiedział Karol i objął mnie. Pozostałam bez reakcji na jego słowa. Paulina wraz z prezesem się uśmiechnęli i pokazali nam zdjęcia. Apartamentowiec był na prawdę piękny! Nasze mieszkanie również. Chociaż od razu zarządziliśmy, że robimy remont. Prezes powiedział, że poprosi kogoś żeby się tym zajął. Załatwiliśmy wszystkie formalności i wyszliśmy z gabinetu Pauliny. 
- To współlokatorko, jakie plany na sylwestrową noc?
- Hyy, faktycznie, dzisiaj jest sylwester, kompletnie zapomniałam. - powiedziałam. Na prawdę zapomniałam o tym sylwestrze, totalnie. Przez pracę i przez Mariusza oczywiście zapomniałam o Bożym świecie. 
- To wpadnij do nas! - zaproponował Kłos. 
- Do Was? 
- No do mnie i do Pawła. - wyjaśnił. 
- Nie, dziękuję. Muszę opracować projekt mieszkania - powiedziałam. 
- No...świetny pomysł, nie zapomnij uwzględnić w nim mojej sypialni. - zaśmiał się. Wyszliśmy z hali. Karol znów chciał mnie podwieźć ale odmówiłam. Pożegnaliśmy się i Karol udał się na parking a ja na przystanek. Przyjechał mój autobus. Pojechałam do najbliższego centrum handlowego w poszukiwaniu fachowej prasy dotyczącej urządzania mieszkań. Kupiłam wszystko co było mi potrzebne i wróciłam do hotelu. Weszłam do pokoju, wszystko co kupiłam rzuciłam na łóżko a sama poszłam do łazienki. Wyszłam, przebrałam się i zamówiłam obiad. Po kilkunastu minutach posiłek znajdował się na stoliku. Włączyłam telewizor, szykował się sylwester z Polsatem. Zaczęłam konsumować sałatkę a w trakcie czytałam prasę i oglądałam telewizję. Dzień mijał szybko i bez żadnych ekscesów, nie było przecież Mariusza. Kiedy skończyłam jeść zabrałam się za robienie prowizorycznego projektu każdego z pomieszczeń w naszym mieszkaniu. Kiedy prowizoryczny projekt był gotowy, zabrałam się za robienie prawdziwego projektu. Tak widziałam swoją przyszłość. Architektura. Od kiedy pamiętam czytałam i oglądałam magazyny z projektami domów. Tak wiem, to było dziwne, że 10 latka kupuje takie gazety ale dzięki temu miałam inspiracje do rysowania. Miałam pomysł aby w urządzić sobie gabinet w jednym z pomieszczeń. Ułatwiło by mi to pracę. Komputer, biurko i inne rzeczy. Tak, to był świetny pomysł, jednak nie wiedziałam co na to Karol. 
Sypialnia, poszło dość łatwo. Najważniejsze było dla mnie ogromne łóżko, miękkie oczywiście! A na ścianie ogromny telewizor, żebym mogła oglądać filmy, no i mecze oczywiście. Skończyłam rysunki, podczas zwijania ich w rulon usłyszałam pukanie do drzwi. Rzuciłam kartki na łóżko, podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Ku mojemu zdziwieniu za nimi stał Mariusz. 
- Cześć - powiedział na przywitanie po czym wszedł do środka. 
- Hej - odpowiedziałam zamykając drzwi. Chciał usiąść na łóżku ale na szczęście zauważył projekty. 
- Słyszałem, że się przeprowadzasz...i będziesz mieszkać z Karolem! - powiedział poddenerwowany.
- No, tak. Co w związku z tym?
- No jak to co?! Przecież widzę jak on na Ciebie patrzy i nie podoba mi się to!
- Czy ja Ci wypominam jak patrzy na Ciebie Twoja żona? - zapytałam poirytowana postawą Mariusza.
- Nie...
- No to nic Ci do tego! - rzuciłam. 
- Dobrze...przepraszam. W ogóle w innej sprawie tutaj przyjechałem. - wyjaśnił. Wzięłam projekty i zwinęłam je w rulon, położyłam obok stolika. 
- Słucham. - powiedziałam, Mariusz usiadł na łóżku a ja na krześle. 
- Chodzi o nas. - zaczął. Spojrzałam w okno, po czym znów do głowy napłynęły myśli o Paulinie i Arku, o szczęśliwej rodzinie. 
- Nie ma ''nas''! - powiedziałam.
- Nie chcę wybierać pomiędzy Tobą a Pauliną. - powiedział i spojrzał w moje oczy. 
- Co? - zaśmiałam się. - Jak to wybierać? Oszalałeś? - wstałam z krzesła i zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju. 
- Źle jest mi bez Ciebie, ale mam syna...
- Mariusz. Nie ma żadnego wybierania. Ty masz być z Pauliną, jesteście małżeństwem! Pomiędzy nami był...właściwie nic nie było prócz czystej fizyczności. - powiedziałam. Boże, byłam taka głupia. Przecież to było kolejne cholerne kłamstwo! Podobał mi się, uwielbiałam go, nie potrafiłam o nim nie myśleć, ale wtedy na sercu leżało mi dobro jego rodziny, tylko to się dla mnie liczyło. 
- Nic nie było? Serio? - pytał ironicznie, znał prawdę, wiedział jak było i jak, niestety, jest. 
- Nie...- powiedziałam a łzy napływały mi do oczu. - Nie kocham Cię Mariusz, jesteś cudownym kochankiem...ale...- chciałam wytłumaczyć, nie pozwolił mi, bo wyszedł trzaskając drzwiami. Właśnie wtedy miałam poczucie, że zrobiłam coś dobrego, choć paradoksalnie opierało się to na kłamstwie, to było dobre dla jego rodziny. Nie płakałam, tym razem nie. Położyłam się na łóżku, chciałam zasnąć, jednak nie mogłam. Z moich myśli wyrwał mnie dzwoniący telefon.
- Tak? - powiedziałam przykładając telefon du ucha. 
- Robisz coś dzisiaj? - usłyszałam, szybko zorientowałam się, że jest to Zbyszek. 
- Nie...ale..
- To schodź, czekam pod hotelem. - powiedział i rozłączył się. Byłam tak totalnie zaskoczona, że musiałam usiąść żeby to do mnie dotarło. Postanowiłam, że może faktycznie spędzę z nim ten wieczór, przecież nie każde spotkanie z facetem musi kończyć się w łóżku. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Wyszłam i wysuszyłam włosy. Opadały na moje ramiona i tak postanowiłam je zostawić. Zaczęłam poszukiwania stroju na dzisiejszą noc. Wybrałam czarną dopasowaną sukienkę sięgającą ud. Nie miała jakiegoś strasznego dekoltu jednak odsłaniała praktycznie całe plecy. Miałam mnóstwo sukienek, nie mogły cały czas siedzieć w szafie, a kiedy jak nie teraz miałam je zakładać?! Po dłuższym namyśle, stwierdziłam, że dobrze zrobiłam zakładając ją. Dobrałam do tego czarne szpilki i czarną torebkę ze złotymi ćwiekami. Lekki makijaż, perfum i już byłam gotowa. Zapakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak na przykład lustrzankę i wyszłam z pokoju uprzednio zakładając płaszcz. Wyszłam przed hotel i ujrzałam Zbyszka opierającego się o swój duży, biały, terenowy samochód. Uśmiechnął się kiedy mnie zobaczył. Udałam się w jego stronę. 
- Cześć - powiedział i cmoknął mnie w policzek. 
- Cześć. Przepraszam, że musiałeś tyle czekać ale sam tego chciałeś! Mogłeś mi dać znać wcześniej! 
- Oj dobrze, dobrze. Nic się nie stało. - powiedział i otworzył drzwi samochodu abym mogła wsiąść, po chwili był już obok mnie. 
- A gdzie jedziemy w ogóle? - zapytałam zapinając pas. 
- Do Łodzi. - oznajmił zapalając samochód. 
- Do Łodzi?! A po co?
- No jak to po co, na imprezę! - powiedział i uśmiechnął się. Ruszyliśmy i po 45 minutach byliśmy w Łodzi, pod hotelem, w którym była impreza. Weszliśmy do hotelu i udaliśmy się do restauracji okazując zaproszenie, którego posiadaczem był Zbyszek. Postanowiliśmy, że ubrania wierzchnie zaniesiemy do pokoju Zbyszka, który znajdował się na drugim piętrze. Wjechaliśmy windą i wyszliśmy z niej udając się do pokoju. 
- O! Cześć Zbyszek. - usłyszeliśmy. Odwróciliśmy się. 
- Cześć. - powiedział Zbyszek. Nieznajomy mi osobnik spojrzał na mnie. 
- Natalia, miło mi. - powiedziałam bo Zbyszek nie był chętny do przedstawienia mnie swojemu znajomemu. 
- Bartek, mnie również. - odparł i uśmiechnął się. 
- Ahh tak, Bartek Kurek. - stwierdziłam po dłuższym namyśle.
- Tak. Nic się nie ukryje. - stwierdził z uśmiechem.
- Pracuję z Twoimi byłymi kolegami. - powiedziałam dumnie. 
- Tak? Jak to?
- Jestem fotografem Skry. - wytłumaczyłam Bartkowi. 
- Chyba będę musiał poważnie rozważyć powrót do Bełchatowa. - powiedział i zaczęliśmy się śmiać. Jednak Zbyszkowi nie było do śmiechu, tak na prawdę nie wiedziałam czemu. 
- A właśnie, co tu robisz, w Moskwie grasz, no nie? - powiedziałam. 
- Tak, ale...mam tutaj swoich lekarzy. - poinformował mnie
- Aha, spoczko. - powiedziałam a na jego twarzy zagościł uśmiech. 
- Wiesz Bartek, my już idziemy. - powiedział Zbyszek i złapał moją dłoń. 
- Okej, spoko. - powiedział.
- No to..na razie. - powiedziałam i weszliśmy do pokoju Zbyszka. Ja miałam jakieś szczęście do siatkarzy, ostatnio cały czas poznawałam nowych. Weszliśmy do jego pokoju, ściągnęliśmy kurtki i szybkim krokiem wróciliśmy do restauracji gdzie zabawa trwała na całego. Zbyszek poprosił mnie do tańca, co generalnie bardzo mi się spodobało. Przytulił mnie a jego ręka wędrowała po moich nagich plecach i jeszcze niżej. Nie spodobało mi się, to, że przy wszystkich wykonuje takie...gesty. Kiedy wróciliśmy do stolika poznaliśmy się z innymi gośćmi. Bardzo mili ludzie, Martyna i Damian. Długo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. W końcu Damian poprosił mnie do tańca a Zbyszek zaprosił Martynę. Jak się okazało, Damian nie tylko potrafi opowiadać żarty ale również wymiata na parkiecie. Przetańczyliśmy w takim układzie jakieś 4 piosenki. Wróciliśmy do stolika, jednak Zbyszek gdzieś zniknął. Potem dopiero ujrzałam jak kolejne dziewczyny proszą go do tańca. Zaczęliśmy się śmiać, biedny Zbyszek. Dobiegała godzina 23:30 kiedy Zibi wrócił, nie był za bardzo zadowolony tym, że był główną atrakcją wieczoru, ale cóż mógł poradzić. Wypiliśmy dość dużo alkoholu. Zbyszek chwycił moją dłoń i odeszliśmy w bardziej ustronne miejsce. 
- Chodźmy do pokoju, wykończą mnie. - stwierdził obejmując mnie. 
- Oj tam, świetnie się spisujesz. - powiedziałam i zaczęłam się śmiać. - Dobra, dobra, chodź. - dodałam i udaliśmy się w stronę windy. Weszliśmy do jego pokoju, w którym na stoliku był szampan. Usiadłam na łóżku a Zbyszek poszedł do łazienki. Wyszedł po chwili i usiadł obok mnie. Wplótł dłoń w moje włosy i zbliżył się do mnie. Wpił się w moje usta a ręką dotykał moich pleców. Szybko jednak oderwałam się od niego, nie chciałam wylądować z nim w łóżku i nic nie pamiętać. Wstałam i podeszłam do okna. 
- Co się dzieje? - powiedział obejmując mnie.
- Nic. Po prostu...ja nie chcę...
- Nie chcesz czego? - pytał składając delikatne pocałunki na mojej szyi. 
- Nie chcę...
- Tak?...- wyszeptał nie przerywając pieszczenia mojej szyi. Jednym ruchem jaki wykonał spowodował obsunięcie się mojej sukienki. Ręką błądził po moich udach. Mocno przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta. Wziął mnie na ręce i położył na łóżku. 
- Nie, nie, nie! - powiedziałam i szybko wstałam. Wciągnęłam na siebie sukienkę. 
- Natalia...- mówił i chciał do mnie podejść. Jednak szybko wzięłam torebkę, płaszcz i wyszłam a łzy spływały już po moim policzku. Gdzie miałam iść? Nie miałam pojęcia. Nie było jeszcze północy, kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wtem przypomniałam sobie o Bartku, miałam cichą nadzieję, że pozwoli mi u siebie przenocować. Zastanawiałam się, który to pokój. Zapukałam do pierwszego lepszego, jednak nikt nie otworzył. Na pewno znajdował się na tym piętrze, bo inaczej po co Bartek miałyby tutaj być. Zostały mi tylko dwa pokoje. Zrezygnowana podeszłam do jednego z nich i delikatnie zapukałam. Mój płacz jeszcze bardziej się nasilił. Drzwi otwierały się a w nich rysowała się postać Bartka, ucieszyłam się jak dziecko, które wyegzekwowało u rodzica zakup nowej zabawki. 
- Co się stało? - zapytał zdenerwowany widząc łzy spływające po moim policzku. - Z resztą, wchodź, opowiesz mi wszystko w środku. - dodał. Weszłam więc, na ziemię rzuciłam torebkę i płaszcz i wtuliłam się w niego. Objął mnie swoimi ramionami. A ja miałam komu się wypłakać przynajmniej. Oderwałam się od niego a on szybko podał mi chusteczki i zamówił zieloną herbatę, żebym mogła się uspokoić. 
- Co się stało? - zapytał siadając na sofie obok mnie. 
- Nie wiem...Zbyszek chciał...- mówiłam przez łzy. 
- Co Ci zrobił? - zapytał niesamowicie wzburzony. 
- Nic..to znaczy chciał...no wiesz...a ja nie chciałam - próbowałam mu wytłumaczyć. Do drzwi ktoś zapukał, Bartek wstał i otworzył, po chwili wrócił z kubkiem zielonej herbaty. Podał mi ją. - Dzięki - odparłam. 
- To Wy nie jesteście razem? - zapytał. 
- Nie! Oczywiście, że nie! Jemu najwyraźniej chodziło tylko o to, żeby mnie przelecieć. - powiedziałam już trochę spokojniej. Objął mnie swoim ramieniem.
- Nie przejmuj się, ja z nim pogadam! - powiedział. 
- Bartek...bo ja teraz nie mam gdzie no wiesz...przenocować i...
- U mnie przenocujesz, spokojnie. - powiedział. 
- Dzięki. - odpowiedziałam i wysiliłam się na uśmiech. 
- Nie ma za co. - powiedział i nagle uświadomiliśmy sobie, że przegapiliśmy nowy rok. Usłyszeliśmy petardy więc wstaliśmy z sofy i podbiegliśmy do okna. 
- To co, wszystkiego najlepszego w nowym roku! - powiedział uśmiechając się. 
- Tak..dzięki, Tobie też, wszystkiego dobrego, żebyś kontuzji nie miał i w ogóle. - powiedziałam. 
- Dzięki..nie mam szampana, niestety. 
- Spoko, mamy przecież zieloną herbatę. - powiedziałam i zaczęliśmy się śmiać. Upiłam łyk herbaty po czym dałam trochę Bartkowi. Napił się i odłożył kubek na stolik. 
- To co? Idziemy spać, nie? - zapytał rozścielając łóżko. 
- No tak, zdecydowanie. - powiedziałam. 
- To Ty na łóżku a ja na sofie. - powiedział. 
- Nie, nie. Ja pójdę na sofę, a Ty śpij na łóżku. 
- Jak mógłbym pozwolić, żeby dama spała na niewygodnej sofie. 
- No Bartek no..
- Nie ma dyskusji. Poszukam Ci jakiejś piżamy. - poinformował mnie i zaczął szperać w szafie. Dał mi swój t-shirt i poszłam do łazienki, po chwili wyszłam i położyłam się na łóżku a do łazienki poszedł Bartek. Wyszedł i próbował się wpasować w sofę. Długo mu to nie wychodziło. - Bartek, może jednak zamienimy się, cooo?
- Nie, nie. Wszystko jest okej, śpij. - powiedział i jakoś udało mu się wpasować w niewygodny mebel. Westchnęłam głośno. 
- No okej, jak chcesz. - powiedziałam. 
- To dobranoc, słodkich snów. - powiedział. 
- Dobranoc, dobranoc. - odpowiedziałam. To był dzień pełen wrażeń. Myślałam o tym co się stało, o tej chorej zazdrości Mariusza, o perspektywie mieszkania z Karolem, która wydawała się być całkiem przyzwoita. Myślałam o Zbyszku i o tym jak mam się zachować w stosunku do niego. Stwierdziłam, że miałam w tym swój udział, no bo przecież gdyby nie ta pieprzona sukienka, która ledwo zakrywała mój tyłek i odkrywała plecy, może nic by się nie stało! Była zdecydowanie za odważna, szkoda tylko, że zorientowałam się dopiero po fakcie. Z drugiej strony przecież nie mogłam przyjść w jeansach i koszuli w kratę, bez przesady. W końcu uświadomiłam sobie, że to wszystko wina Zbyszka, że zwyczajnie chciał mnie wykorzystać. Byłam kolejnym punktem na jego mapie, który chciał zaliczyć. Niestety nie udało mu się. Myślałam też o Bartku, o tym, że fajny z niego facet i że cieszę się, że go poznałam, paradoksalnie poznałam go dzięki Zbyszkowi. Paranoja. Jednak znów dał o sobie znać mój telefon. Szybko wstałam, a Bartek wcale nie spał, musiało być mu strasznie niewygodnie. 
- Halo! - wyszeptałam zdenerwowana. 
- Cześć Nati! - powiedział radośnie Karol.
- Karol, wiesz która jest godzina! Czego Ty chcesz? 
- Natalia, jest sylwester. - poinformował mnie Bartek, który zaczął się śmiać. Fakt, popieprzyło mi się. 
- Karol? - powiedziałam do słuchawki. 
- Nooo...
- To mów co chcesz.
- Jutro po treningu mamy być w naszym nowym mieszkaniu...właściwie nie...dzisiaj po treningu - powiedział i zaczął się śmiać. 
- Ale po co? 
- No żeby się ugadać w sprawie remontu. A trening jest na 10.
- Aha, no dobra, ale...ja mogę się trochę spóźnić. 
- Dobra, dobra. Rozumiem. - zaśmiał się. 
- Dobra Karol, kończę. Nie pij więcej, jutro...yy nie! Dzisiaj jest trening. - pouczyłam go. 
- Dobra, Ciao Bella! - rzucił i rozłączył się. Odłożyłam telefon na stolik. 
- Kłos? - zapytał Bartek. 
- No. - powiedziałam a on uśmiechnął się. Wróciłam na łóżko i jakimś cudem udało mi się zasnąć. 



_________________________________________________
Witam! Jest dziewiąty rozdział :)) Myślę, że trochę Was zaskoczyłam tym pojawieniem się Bartka i zachowaniem Zbyszka. Na dodatek wspólne mieszkanie z Kłosem. W życiu Natalii na pewno dużo się zmieni! :) Większość z Was chciała aby Natalia była z Michałem, ale nie może być tak pięknie i kolorowo! Na razie nic z tego nie będzie. 

Przepraszam za ten poślizg kilkudniowy ale miałam strasznie mało czasu, za to ten rozdział jest dość długi! (Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam) Jeśli chcecie, żeby rozdziały były krótsze to piszcie, myślę, że to jest do zrobienia :) 

Dziękuję, za to, że jesteście ze mną już prawie miesiąc! :) 

Komentujcie i odwiedzajcie! :))


Pozdrawiam, Mercy.